„Śmierć przyniesie tobie wolność.”
- cezaryfabber
- 16 lut 2018
- 7 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 lis 2023
„Życie jest niewiele warte, ale nic nie jest warte życia.”
Andre Malraux
Podobno każdy posiada swoje ulubione dzieło, do którego powraca i interpretuje je od nowa. Ja nie mam ulubionej książki, filmu, piosenki, ani obrazu. Znam jednak wiele dzieł, które na mnie wpłynęły, a niekiedy nawet zmieniły mnie do tego stopnia, że zacząłem patrzeć na wiele spraw z zupełnie innej perspektywy. Dla mnie po to to właśnie jest sztuka, aby kształtować poczucie estetyki, prowokować, może nawet uczyć.
Dziś dzielił się będę właśnie takim dziełem, książce wybitnej, zapomnianej, w Polsce nie znanej prawie w ogóle. (Mowa oczywiście o współczesnej sytuacji.) Książce stworzonej przez wybitnego człowieka, intelektualistę o bardzo wszechstronnym i otwartym umyśle, kandydata do literackiego Nobla, a dziś nie mogącego się doczekać choćby reedycji swoich książek. Moim zdaniem jest on jednym z najlepszych pisarzy ubiegłego wieku, o frazie tak głębokiej i filozoficznej, że nieporównywalnej z żadną inną. Przed spotkaniem z jego najbardziej znaną powieścią, nie przypuszczałem, że można pisać z taką elegancją, takim pięknem. Czysto, wręcz metafizycznie składał słowa w swoich zdaniach, przez co nawet z pozoru zwyczajne, codzienne scenki i sytuacje urastały do rangi olbrzymiej metafory. Był postacią ważną dla swojej epoki i na pewno napiszę o jego życiu i twórczości oddzielny tekst.
Andre Malraux, bo o nim mowa, francuski pisarz, orientalista oraz polityk (był ministrem kultury w rządzie generała de Gaulle’a) podczas swoich podróży po Azji w latach 20. pracował jako dziennikarz i korespondent, wydając także quasi-legalną gazetę „L’Indochine”. W Chinach zobaczył rzeczy, które zmieniły jego życie. Roku pańskiego 1927 przebywał w Szanghaju, podczas trwania chińskiej wojny domowej, który to konflikt był wtedy na ustach wszystkich. Sześć lat później, już z dwoma tytułami na koncie („Zdobywcy” i „Droga królewska”), jako naoczny świadek masakry w Szanghaju; w swoim paryskim mieszkaniu Malraux zaczął ponownie uderzać opuszkami palców w klawisze maszyny do pisania. Tak powstała „Dola człowiecza” (oryg. „La condition humaine”), która z miejsca stała się hitem wydawniczym i przyniosła mu najważniejszą nagrodę literacką we Francji – Prix de Goncourt za rok 1933. Każdy Francuz, nawet jeśli nie przeczytał ani jednego zdania z książek pisarza, doskonale wie kim był Malraux i kojarzy ten tytuł z marszu. Wystarczy spojrzeć na listę „100 najważniejszych książek XX w. tygodnika <Le Monde>”. „Dola człowiecza” znajduje się na czwartym miejscu tej listy. Nie, na owym zestawieniu nie ma przypadkowych tytułów.
Powieść ta wywarła duży wpływ na kształtowanie się postaw i orientacji polityczno–ideologicznych wśród europejskiej inteligencji tamtych czasów. Jestem przekonany, że każdy kto pozna tę historię, zrozumie jej kultowy status. Mam u pisarza dług, który chciałbym spłacić przez opowiedzenie o jego najsłynniejszej książce innym. Jak napisał Jan Sztaudynger: „Gdy nikt już książek jego nie otwiera, wtedy dopiero pisarz umiera”. A więc moim zadaniem jest doprowadzić do tego, by jak najwięcej osób sięgnęło po „Dolę…” i wskrzesiło pana Malraux chociaż na chwilę. Przyjmuję zadanie.

Andre Malraux
Z tą powieścią jest jeden problem dla współczesnego czytelnika, zresztą dzieje się tak w przypadku wielu książek ważnych dla literatury europejskiej i światowej – trzeba wiedzieć „o co biega”. I chodzi tutaj o kontekst historyczny i kulturowy, ale nie tylko. Jest to kwestia zrozumienia, co tak naprawdę stanowi treść tej książki, gdyż historia w niej opowiedziana widziana jest z perspektywy kilku sprzecznych ideologii, a motywy bohaterów zupełnie z nimi rozbieżne. Są to bowiem realia lat 20. i 30. ubiegłego wieku, a więc dla nas właściwie „prehistoryczne”. Nie obejdzie się bez zapoznania z faktami z historii Chin, które ja sam musiałem nadrobić podczas czytania.
Akcja powieści toczy się podczas wojny domowej w Chinach, a konkretnie zaczyna jeden dzień przed wkroczeniem wojsk generała Czang Kai-Szeka do Szanghaju, czyli 21 marca 1927 r. Ukazuje ona konflikt między nacjonalistami – których przywódcą był właśnie Czang Kai-Szek, a rewolucjonistami komunistycznymi. Generał przewodził organizacji Kuomintang skupiającej ruchy socjalistyczne (Przejął tę funkcję po śmierci jej założyciela Sun Jat-Sena), która z czasem przyjęła orientację narodową. W Kuomintangu nastąpił rozłam, a wojska stronnictwa nacjonalistów stanęły pod Szanghajem. Robotnicy byli przygotowani do powstania i konflikt zakończony słynną „masakrą w Szanghaju” był kwestią już nie dni lecz godzin. W tym właśnie momencie Malraux rozpoczyna swoją opowieść. Mamy więc do czynienia z dwoma skrajnościami, a bohaterowie powieści, kiedy już poznamy ich motywy, absolutnie nie utożsamiają się w pełni z ideologiami, o które postanowili walczyć. Kieruje nimi zemsta, utrata wiary, chęć wyrwania się z więzów rodzinnych lub zrobienia czegoś, za co zostanie się zapamiętanym, oraz wiele innych. Innymi słowy – ilu bohaterów, tyle motywacji.

Szanghaj, 1927 r.
Książka ta jest absolutnie francuska. Pisana emocjami, głęboka, bogata w intelektualne dygresje i rozmowy bohaterów o losie i życiu. Czytelnik ma wrażenie, że każda wypowiedź i dialog są ważne w kontekście całości. Wiele z nich aż chce się oprawić w ramkę i powiesić nad biurkiem jako złotą myśl. Taki właśnie ładunek emocjonalny i psychologiczny bije z dobrych historii. I z przykrością stwierdzam, że dziś nikt już tak nie pisze, nawet współcześni pisarze francuscy. Czyżby to był znak czasu?
Konstrukcja powieści, zresztą kapitalna, składa się na siedem części, a wydarzenia są relacjonowane godzina po godzinie. Nie ma tutaj tytułów rozdziałów, lecz godziny, jak przechodzenie od sceny do sceny, jednocześnie nadające całości bardzo „filmową” narrację. Kalendarz wydarzeń zaproponowany przez pisarza odbiega nieco od rzeczywistości i nagina historyczne fakty. Nie działa to jednak na niekorzyść, gdyż „Dola człowiecza” nie jest powieścią historyczną. Wielka historia jest jedynie tłem do tego, by mówić o rzeczach fundamentalnych, jak sens egzystencji i tytułowa dola, czy też kondycja ludzka. Sam Malraux w jednym ze swoich esejów „Przemijanie, a literatura” stwierdził, że czas i fakty, to pojęcia względne, ścierające się w wyobraźni pisarza, z którego to starcia wynikają wydarzenia przedstawione w powieści.
Kiedy wyszedłem z uczelnianej biblioteki po kilkugodzinnych zmaganiach z prawem zobowiązań, otworzyłem wypożyczoną kilka dni wcześniej „Dolę…”, zachęcony przez notkę w innej książce i wysoką pozycję na liście „Le Monde”. Nic jednak nie przygotowało mnie na to, co zobaczyłem, przewracając kartki.
Po przeczytaniu pierwszego rozdziału prawie mnie zamroczyło, i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Książka zaczyna się od opisu morderstwa. Ale to nie jest zwyczajna zbrodnia znana z kryminałów, lecz analiza poczynań zabójcy pokazana z jego perspektywy. Drobna dygresja uznanego mistrza: „Powinno się zaczynać od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno stopniowo rosnąć” – Alfred Hitchcock
Czen, jeden z bohaterów powieści czai się w pokoju hotelowym i ma popełnić przestępstwo – zabić człowieka w imię sprawy, o którą walczy (a przynajmniej chciałby, żeby tak było). To nie jest jednak zimny zbir, on się zastanawia, analizuje, nie chce tego zrobić, ale wie, że musi. Pierwszy rozdział to zaledwie kilka stron, które oczywiście kończą się, jak można się domyśleć. Czen wykrada dokumenty dla partii. Dostaje to, po co przyszedł, po czym spocony, idąc jak po rozżarzonych węglach i bojąc się każdego ruchu, wymyka się z hotelu. Jednak nawet wtedy napięcie nie opada. Czen cały czas myśli o tym co zrobił, jakby widział czapkę, która na nim goreje. Później okaże się, co tak naprawdę popchnęło go do zbrodni.
Ten krótki opis może zachęcać lub nie, ale nic nie odda atmosfery, jaką stworzył Malraux. Mimo, że nie pada na razie nawet jedno słowo, (w pokoju jest jedynie zabójca i jego ofiara, która śpi; Czen widzi tylko nogę, oświetlaną przez lampion wiszący na zewnątrz hotelu) powietrze w tej scenie można kroić nożami. Kiedy skończyłem pierwsze kilka stron, nie byłem w stanie uwierzyć, co przeczytałem. Opisanie zbrodni w taki sposób i do tego frazą niby analityczną, a jednocześnie w jakimś sensie metafizyczną, naruszającą wyobrażenie o morderstwie i zabójcy, nie daje spać. Potem atmosfera powieści gęstnieje jeszcze bardziej, a kolejni bohaterowie i ich postawy przynoszą coraz to nowe pytania, które rozszarpują umysł i każą się zastanawiać, co tak naprawdę jest sensem ich działania.
Między innymi o tym jest ta książka, o czynie, który determinuje naszą egzystencję, daje nam poczucie, że żyjemy i jesteśmy do czegoś temu światu potrzebni. Żaden z bohaterów nie działa tak naprawdę w imię sprawy, o którą rzekomo walczy. Każdy z nich robi to wyłącznie dla siebie. By poczuć, że żyje. By mieć świadomość, że do czegoś się przydał, a jeśli nawet umrze, to nie na próżno. Ideologia stanowi pretekst do potrzeby działania, a jak ujmuje to Ferral, jeden z bohaterów powieści: „tylko czyn definiuje życie mężczyzny”. Czy to wszystko nie brzmi znajomo? Ileż to razy słyszeliśmy już frazę: im bliżej końca jesteś, tym bardziej czujesz, że żyjesz? Obsesja śmierci i pragnienie działania to rzeczy, które ciągną się za bohaterami Malraux przez cały czas.
Postaci mamy tutaj cała mozaikę. Jest wspomniany Czen, który rzucił studia w seminarium duchownym i stracił wiarę. Jest robotnik Kyo Gisors, jego żona Mai (Niemka), będąca lekarką oraz jego ojciec – francuski profesor marksista, uzależniony od opium. Jest i rosyjski aktywista Katow, przyjaciel Kyo, który już raz uniknął śmierci, a teraz jest jednym z organizatorów powstania. Mamy także weterana I wojny światowej, belga Hemmelricha, w którego sklepie płytowym spotykają się spiskowcy. Kolejni bohaterowie to zdegenerowany, szukający wrażeń arystokrata baron Clappique oraz finansista Ferral, użerający się z „rekinami” francuskiego biznesu w Chinach, który obserwuje z bliska mechanizmy działania „brudnego kapitalizmu” i skutki kolonizacji Azji, a jednocześnie ma problemy z płcią przeciwną.
Co ważne, każda z postaci ma odpowiednią ilość czasu na stronach powieści, przez co czytelnik jest w stanie uwierzyć w motywację i psychologię każdej z nich, a poszczególne historie mogą wybrzmieć do końca. Ten zabieg powoduje, że czujemy specyficzną więź z bohaterami, można nawet poczuć ich podobieństwo do nas samych. Wszyscy oni są zagubieni w świecie, w którym coraz trudniej im żyć i znaleźć sens czegokolwiek, przez co stają się nam w pewien sposób bliscy. Żaden ze mnie bojownik ideologiczny, ale naprawdę podczas lektury zaczynałem rozumieć, co pociągającego może nam zaoferować „wspólna sprawa” – chodzi o poczucie celu, potrzebę działania i przynależności do określonej grupy, z którą można identyfikować siebie i swoje poczynania.
I właśnie tacy są bohaterowie powieści: poszukujący, wątpiący, świadomi bezsensu, rozpaczliwie pragnący dokonania czegoś ważnego. Będą świadkami wkroczenia wojsk Kuomintangu i masakry w Szanghaju, wielu z nich będzie walczyć, inni uciekać albo zdradzać. Profesor Gissors, ojciec Kyo będzie z kolei przyglądał się wszystkiemu z perspektywy obserwatora i wypowie wiele słów, które czytelnik na długo zapamięta. Wszyscy będą świadkami śmierci i efektów, jakie przynoszą ideologie, które służą wyłącznie do dzielenia ludzi.
Dla każdej z postaci ta „wędrówka” skończy się inaczej. Czen zmierzy się ze swoją wiarą, Hemmelrich, który ma niewiele straci wszystko, Kyo i Katow dostaną się do niewoli. Ferral i Clappique wrócą do ojczyzny. Każdy z nich znajduje to, czego szukał i dostaje to, czego pragnął. Niektórzy będą żyć dalej w tym samym miejscu lub w innym państwie. Życie kolejnych zmieni się diametralnie. Jeszcze inni zapłacą za swoje działania najwyższą cenę. Ale nie wolno mi zdradzić szczegółów finału tej historii. Mogę jednak zapewnić, że zostanie w pamięci na długo.
W jednej ze znamiennych scen Kyo wypowiada się o swoim koledze Czenie: „dopiero śmierć przyniesie tobie wolność”. Powstaje pytanie, czy rzeczywiście tak jest. Czy to właśnie śmierć przyniesie nam prawdziwy spokój i wolność? Bez obaw – zdaje się mówić Malraux między wierszami swej najsłynniejszej powieści – każdy z nas kiedyś pozna odpowiedź.
Andre Malraux „Dola człowiecza” („La condition humaine”), pierwsze wyd. francuskie: Editions Gallimard 1933. Wyd. polskie 1935, 1957, 1972, 2001. Tłumaczenie wszystkich wydań: Adam Ważyk.
Kommentare